Groźba rozpadu Indii Oprócz hinduskiego nacjonalizmu rządy Modiego niosą jednak też inne, być może największe zagrożenie dla jedności Indii. Od lat w Indiach pogłębia się podział pomiędzy północą i południem kraju. Północ to część o większej populacji, ale mniej rozwinięta gospodarczo i społecznie, która jest główną bazą wyborców Modiego. Mniej zaludnione, ale bardziej rozwinięte południe w dużej części wciąż natomiast nie ulega urokowi premiera i na szczeblu samorządowym pozostaje rządzone przez inne ugrupowania, głównie lewicowe.
Tymczasem za dwa lata, w 2026 roku, ma w Indiach zostać przeprowadzona od dawna zapowiadana aktualizacja liczby parlamentarzystów. Ich liczba ma zostać znacznie zwiększona i powiązana z aktualną liczbą ludności - tak, aby każdy parlamentarzysta reprezentował zbliżoną liczbę wyborców. Reforma ta może wydawać się sprawiedliwa, jednak istnieje wokół niej drugie dno.
Indie od lat cierpią z powodu nadmiernego przyrostu naturalnego, który doprowadził do przeludnienia. - Dlatego władze centralne wzywały władze stanowe, by wprowadzały odpowiednie polityki demograficzne i ograniczały ten przyrost, między innymi poprzez edukację seksualną i upowszechnianie antykoncepcji - wyjaśnia dr Iwanek. Lokalne władze jednak z różnym sukcesem działania te wprowadzały. Południe odniosło duże sukcesy w ograniczeniu przyrostu naturalnego. Ale północ, matecznik BJP, sukcesów tych nie odniosło i wciąż boryka się z nadmiernym przyrostem ludności. Ludności, z której rekrutować się będą kolejni wyborcy BJP.
- Ta sprawa jest niesamowicie kontrowersyjna, ten temat jest taką puszką Pandory, że indyjskie rządy celowo od lat odkładały jej wprowadzenie - przyznaje ekspert. Jeśli w 2026 roku zmianę tę Modi w końcu wprowadzi, południe straci wielu posłów i zostanie zmarginalizowane w skali państwa. Inaczej mówiąc, południowa część Indii zostanie ukarana za swój sukces gospodarczy i społeczny.
Nic dziwnego, że sprawa ta może gwałtownie pogłębić niewidoczny na pierwszy rzut oka podział Indii, który powstaje od lat. - Tu muszę przyznać, że to będzie ogromna konfrontacja i nie wiem, jak ona się skończy - mówi dr Iwanek. - Rzeczywiście skala problemu jest taka ogromna, że najprawdopodobniej dojdzie w Indiach do potężnych protestów, które zmuszą rząd Modiego do ustępstw i ograniczenia strat, jakie poniesie południe - ocenia. Krzysztof Iwanek pozostaje optymistą jednak także pod tym względem. - Modi jest świadom ryzyka, jakie niesie ta sprawa. Nie sądzę, żeby to doprowadziło do secesji południa i rozpadu kraju - przewiduje.
Z tym przyrostem naturalnym nie jest już tak ogromna różnica między północą a południem. Współczynnik dzietności w całych Indiach na przestrzeni 2 dekad spadł, szczególnie właśnie w stanach północnych. Co ciekawe, współczynnik ten w niektórych stanach jest niższy niż w Polsce.
Tak na oko nigdzie nie ma tak niskiego jak w Polsce, ostatnie dane jakie widzę na poczekaniu to 1,261 - wielki sukces prorodzinnej polityki PiS, bo za ich rządu nastąpiła zapaść z wcześniejszej tendencji rosnącej. No i też wcześniejsze ograniczenie na południu zapewne utrzyma nieproporcjonalnie większy przyrost na północy jeszcze wiele lat, ale nie znam się.
Nie sądziłem, że w skali kraju spadło poniżej 1,3, więc faktycznie jest niżej niż najniższe wartości w Indiach. I oczywiście grzebanie w okręgach ma na celu granie na swój wynik a nie ku poprawie demokracji.
No i jest jeszcze taka sytuacja; Indie: premier Modi stwierdza, że został zesłany przez boga (Paramatmę)
Z tą dzietnością jest już “lepiej”, ale ogólnie nie mam nic przeciwko takiemu rozpadowi.